niedziela, 24 lipca 2011

Rebellion Tour 2011

Dwa wielkie autobusypod klubem- już wiadomo, że nie przyjechałem na festiwal pieśni i tańca. Drzwi otwarto po godzinie 18, liczba ludzi nie była jeszcze oszałamiająca (kilkadziesiąt osób), korzystając z okazji braku tłumów, poleciałem z kumplem na merch. Obczailismy towar i zdecydowaliśmy się na koszulki z trasy. Potem łachy do szatni, browarek i można siadać i czekać na start. Na scenie montował się już Devil in Me, zespół który obczajałem już troche wczesniej (jak każdy tego wieczoru, którego oczywiście nie znałem) i zapowiadał się bardzo obiecująco(mimo, że katole:)). W końcu zaczęli, spojrzałem na zegarek- planowany start 18:30 nieźle. Portugalczycy nie mieli łatwo jak pierwsi, ludzi nie było jeszcze za dużo, a i rola rozgrzewacza tym bardziej na koncertach hardcore nie jest łatwa. Chwila zapowiedzi, przywitanie i nakurwiali. Promowali swoją debiutancką płytę, póki co jedyny album Devil in Me. Od początku się nie oszczędzali, była energia, był czad, skakanie. Zagrali wyczekiwany przezemnie świetny numer promowany klipem Only God Can Judge. Koniec, bardzo fajne, pozytywne wrażenie jak na pierwszy zespół. Na scene pakował się All Fot Nothing co ciekawe band z laską na wokalu, byłem bardzo ciekawy jak laska daje rade w bandzie HC więc opuściłem miejsce siedzące i udałem się pod scenę. Już od początku zauważyłem, że dziewczyna jest świetną frontmanką- pewna siebie, zdecydowana, agresywna- pomyślałem wow, ta baba ma jaja. Grali poprawnie, choć tak naprawdę główną zaletą była właśnie charakterystyczna wokalistka. Instrumentalnie- ok po prostu poprawnie, zwykłe hc granie. No i Wisdom in Chains- od tej pory rozpoczął się już solidny mosh. Brzmienie mieli średnie- ale zwróciłem na to uwagę w zasadzie pod koniec, bo przez cały ich występ udzielałem się emojcą tłumu. Trapped Under Ice- zespół wyczekiwany przez kumpla, ja przyznam się bez bicia obczaiłem tylko 3 numery które podeszły mi ot tak. Ale nie przełozyło się to w ich graniu- okazało się, że mają dobre numery i potrafią grać, taki 100% brutalny hc, z fenomenalnym wokalistą. Dawali radę, a mosh pod sceną rozkręcał się coraz bardziej. No i czas już na Born From Pain. Wyczekiwałem strasznie tego bandu. Podłączali się dłużej niż pozostałe bandy. W końcu zajebali intro i polecieli. Zagrali tylko na jedno wiosło- to pierwsza sprawa która poszła zdecydowanie na niekorzyść, głównie w melodyjkach, gdzie było strasznie pusto. No i najgorsza sprawa- fatalne brzmienie o ile na początku jeszcze było ok to po jakimś czasie zrobił się masakryczny zlew, z którego cięzko było co kolwiek wyłapać. Miejscami bywało też nudno- zagrali parę świetnych numerów, oczywiście obowiązkowo Rise or Die, The New Hate State of Mind z ostatniej płyty, ale były momenty kiedy nie była tak fajnie. Generalnie super-oczyiście, zupełnie inna bajka niż nasze podwórko, bez żadnego porówania- jednak trochę się przejechałem. Spodziewałem się po holendrach więcej. No, ale na scene szykował się już Madball. Oczywiście najdłużej, ale to wytłumaczalne- musieli zabrzmieć najlepiej, tym bardziej, że akustyk totalnie zjebał bornów, tym razem nie mogli do tego dopuścić. W końcu- poszło intro i weszli po kolei pałker BFP Igor który gra z madballami w trasie w zastępstwie, Mitts, Hoya i nakurwiają. Pierwsze dźwięki i na scene wbiega Freddy. I od razu- oczywiście, zajebiste brzmienie, nie porównywalnie lepsze niż pozostałe bandy. Pod sceną już oczwiście pokaźna ilość ludzi, mimo lekkiego ścisku, mosh trwał, ja niestrudzenie pod barierkami, odśpiewywałem kolejne wersy. Od razu zobaczyłem, że Freddie to swój chłop, jego zachowanie, sposób bycia- bardzo na plus. Zaczęło się też wskakiwanie na scene. Niektórym musieli pomagać panowie ochroniarze hehe. Mi też parę razy z pomocą udało się na scenie znaleźć. Uściskałem Freddiego i zanurowałem z powrotem pod barierki. Set po prostu marzenie- same killery, świetne proporcje co do starych kawałków i nowych- nie zabrakło oczywiście, heavenhell, get out, inflirtrate the system, set it off, czy świetnych numerów z nowej płyty- All or Nothing czy Empire. Kiedy zeszli oczywiście to było mało, skandowanie madball wywołało chłopaków jeszcze na parę numerów. Po gigu udało mi się złapac pałkę. Po koncercie szybko do szatni, złapaliśmy szybko Freddiego do zdjęcia, jednak poszło bez flesha i zostało zrobione zajebiście ciemne. Coś może jednak będzie. Wzieliśmy plakaty przy wyjściu i pognaliśmy do auta. Krótkie podsumowanie- pierw chciałbym pochwalić organizatorów czyli Core-Poration- świetna organizacja- czasowo wszystko punktualnie, puntualny koniec, szybka i sprawna wymiana zespołów. Byłem pod wrażeniem. Publika- świetna, wielu sprawnych, wprawionych fajterów, oczywiście było też paru frajerów którzy pomylili klub z ringiem. Krótkie podsumowanie co do kapel oceniajac od 1 do 10: 
Devil In Me- 6- bardzo fajnie sprawdzili się, jako, że pierwszy zespół, wierzę, ze gdyby było więcej ludzi i jakiś mosh to polepszyło by występ.
All Fot Nothing- 5- fajnie, laska mistrzostwo, instrumentalnie tak jak pisałem- w porządku bez podniety
Wisdom In Chains- 7- kiepskie brzmienie, ale bawiłem się dobrze. Jako pierwsi zachęcili mnie do zabawy.
Trapped Uned Ice- 8- zajebisty, występ, ociękający brutalnością i emocjami.
Born From Pain- 6- Cóż, zawiodłem się, nie pokazali 100% swoich możliwości i nie brzmieli 
Madball- 10- bo cóż innego? Totalnie profesjonalny, wspaniały koncert, bardzo dobrze brzmiący, świetny set, najlepiej bawiący się ludzie. Po prostu magia.

2 komentarze:

  1. Ależ jest bardzo dużo dobrych zespołow HC z panną na majku ;) Polecam Beyond Pink, Edelweiss Piraten, Meinhof, Fuck Finger, Homomilitia (facet + laska), Nausea, Słowa we Krwi.

    W ogóle bardzo dobry tekst, ale wydaje mi się, że można byłoby wypowiedzieć się conieco więcej o kapelach ;)

    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! :) A co wymienionych przez Ciebie znam kilka m.in- Nauesa czy Fuck Finger, dobre granie!

    OdpowiedzUsuń